wtorek, 26 stycznia 2010

Małe dziecko. A ja od roku jestem mamą... najszczęśliwszą!


Zu skończyła roczek. Już nie jest niemowlęciem, a małym dzieckiem. Świętowaliśmy bardzo rodzinnie, ciepło, choć za oknem blisko - 20.
Mała spośród kilkunasty przedmiotów wybrała cymbałki (i od razu zaczęła grać) oraz strzykawkę. Może zostanie muzykującym lekarzem? Albo pielęgniarką...

Moja córcia... Stoi, raczkuje jak dzik, wędruje przytrzymując się mebli lub nóg towarzysza podróży, lub klasycznie - za łapkę. Ciągle się śmieje. Rozbawia "publiczność" zaskakującymi dźwiękami, pięknymi, potoczystymi monologami, próbą robienia "indianina", "nie ma, nie ma Zuzi...", tańcuje przy każdej muzyce, woła "odź" jak nie chce jej się do kogoś iść, potrafi powiedzieć jak robi krówka i zabawnie naśladuje hau, hau, ma swoje ulubione potrawy (szpinak i brokuły hihi) poza którymi niewiele je, uwielbia oglądać swoje zdjęcia i wpychać przedmioty w drugie przedmioty (najczęściej bardzo niekonwencjonalnie), wspaniale główkuje (szokująca inteligencja), lubi spacery (sama zakłada czapkę i taty majty zamiast szalika) a przede wszystkim wniosła w życie całej naszej rodziny (tej bliskiej i dalszej) mnóstwo radości i ciepła.

A poniżej kilka aktualnych fotek - nie mogłam się oprzeć... Nie sposób zrobić ostre zdjęcie takiemu sreberku. Nie sposób jak się ma moje umiejętności, oczywiście :-)



niedziela, 3 stycznia 2010

styczeń! Wszystkiego najlepszego na ten rok!






jeeeeju, jak dawno nic nie było!
A były Święta, choinka, koncert kolęd, Sylwester i zima najprawdziwsza, po którą mieliśmy jechać do Rzeczki a nie musieliśmy :-) No i nowa kobieta w rodzinie. Prawdopodobnie Wiktoria, ale na potwierdzenie jeszcze czekamy ;-)
Pięknie było. Święta wspaniałe. Ciepłe, z uszkami zrobionymi razem z bratem i z lekko przysuchym łososiem. Później trochę odwiedzin, parę centymetrów w pasie więcej i ogromna radość ze wspólnego tygodnia razem. Małż wziął urlop żebym mogła spokojnie szykować koncert. Wspaniały jest :-)
Koncert? W dziwnej atmosferze. Rano spłonęło stare kino - i wyszło jak ważne (sentymentalnie) było dla mieszkańców Wolsztyna, później przyszła prawdziwa zamieć i korki jakich Wolsztyn nie widział, później kupa strachu, że frekwencja wyniesie 20 osób a jeszcze później olbrzymia radość. Bo był pełen Kościół, bo zagraliśmy fajnie, bo atmosfera była super, a Gospel Joy wspaniali!
A teraz zima. Pełną buzią.

Śniegu tyle jak przez ostatnią dekadę razem wzięte!
Piękne spacery po parku














i pierwsze sanki z dziadkiem.



Sylwester tradycyjnie w domu. Tym razem z wtuloną Zu, której fajerwerki jakoś nie ruszyły. Spała lepiej niż w codzienną noc. Chyba nagramy wystrzały na płytę i będziemy stosować zamiast kołysanek ;-)
M. jutro wraca do pracy. Udało nam się zamknąć duże zlecenie - następne w trakcie realizacji. patrzę w przyszłość nieco spokojniej :-) Dobrze nam jest razem...