piątek, 26 marca 2010

p1 po raz pierwszy

no to debiut.. leze w łòżku i piszę posta ;-) może w końcu nabiorę wprawę i prędkości w obsłudze tej przedziwnej klawiatury. kupiliśmy pierwsze buty dla zu. dwie pary. bardzo jej się podobają. na tyle, że ciąle podnosi stòpki i podziwia. i pierwsze wędrowanie po parku za nami.

środa, 24 marca 2010

chodzimy! krokusy i inne wiosenne :-)



No i nie mogłam się oprzeć! Wiedziałam, że tak będzie! Pierwszą prawdziwą wędrówkę Zu zaliczyła z A. No ale do mnie przytuptała jak z pracy wróciłam. Cóż za widok! Chwieje się jeszcze na tych swoich nóżkach, ale idzie! Idzie sama! :-)

Zniszczyłam dziś autko firmowe.
Więcej nie dodam. Wiosna! sesja w wykonaniu A. Trzeba młodej kupić buty! :-)

wtorek, 23 marca 2010

pierwsze kroki :-)

Nooooo! wreszcie wiosna! Chodzimy z Zu do parku po pracy. Jak to dobrze móc iść z nią oglądać krokusy, pohuśtać się na huśtawkach, zjechać ze zjeżdżalni... To znacznie ciekawsze niż wędrówki w wózku, z którego coraz częściej rezygnujemy.
Mała zaczyna chodzić (wreszcie! ;-)
Pierwsze kroki (o nich poniżej) zrobiła za Zośką, którą uwielbia (Zośka to młodsza koleżanka Zu. Niezwykle delikatna, eteryczna), drugie - przy mnie do kanapy. A teraz jak jej się chce to drepcze po trzy, cztery kroczki, mocno zdziwiona, że potrafi.
Sama słodycz!
W pracy było ciekawie. Brzmi to śmiesznie... Ale tak było. Przyjechał fotograf (na wieś...hihi) i robił sesję szefostwu. Bez włażenia w tył - uważam, że są świetną parą. Jako ludzie. Sesja myślę, ze bardzo udana, ale z peanami poczekam na miniatury do akceptacji. Będę miała z czego robić katalog - no i etap "zrób to sam" mamy z lekka za sobą. Walczę o więcej profesjonalizmu.
Porządne zadanie!
Fotograf do współpracy znacznie milszy i konkretniejszy od Cla. A to ważne. Pomijam fakt, że powrócił mój niewyparzony język... żeby sowa nie wyglądała jak sęp... masakra...

Poniżej kilka zdjęć z wyprawy Małej, Małego i wuja A. Fajnie było :-)


czwartek, 18 marca 2010

ehh, zauważyłam, że w hasłach do mojego profilu nawet nie wspomniałam o gitarzeniu. 15 lat razem i nic.
Wiosna przyszła. Był wspaniały spacer z czterema kobietami. Było raczkowanie po pomoście (piękne...) i pierwsze samodzielne kroki ZU.
Popijam kilka łyżeczek limoncello od cioci G. Pycha.
Jutro piątek! jupi!

środa, 17 marca 2010

środa

tattaaaaaa TDAAATDAAA tatttaaaaaa TDAAAATDAAAAA. Wszystko ok. Dzień wspaniały! Basenowy :-) A wstęp? Pyza woła cieniutkim głosem "tata" i grubym basem "tdada" co oznacza mama. Od pewnego czasu miałam podejrzenia, że ja też jestem TATA, tylko grubiej wymawiane. Dziś się utwierdziłam w 100%. Może być. Choć te parę dni, kilka miesięcy temu, kiedy wołała "mamma", bardzo mnie wzruszały... i cieszyły jednocześnie. Więc jestem TDAaaaDA, lub podobnie.
Środa ku końcowi (dwa dni po weekendzie, dwa dni przed weekendem). Zaraz zaliczymy szybką kąpiel, później You Can Dance (oglądam tylko castingi ;-), później pewnie spanie. Wstyd się przyznać... zasypiam wcześniej od niejednego niemowlaka ;-) Wszystko z powodu pobudek przed 7. To już nasza specjalność ;-)

W pracy? Wdrażam się. Wpadam w marketingowe tryby.
I mam nową uczennicę do gitarzenia. Jupi!!!!

niedziela, 14 marca 2010

marzec. Jakiś biały. Bezy i śnieg za oknem :-)

Allllle mi dobrze! za oknem śnieg sypie, jakby zima miała dopiero rozpocząć swoje panowanie, w telewizji przywieziony mecz Lecha, Pyza mruczy wciągając banana a ja dziwię się, że szklanka po nutelli pusta. A przed chwilą był w niej kogel-mogel - wspomnienie z dzieciństwa :-) Produkt uboczny suszących się właśnie bez. ów.
Niedziela. Wspaniała, rodzinna. Pełna przytulasków, miłych spotkań i jeszcze milszych rozmów. A z rana rozłożyłam mapę naszej najwspanialszej podróży. Długopisowa kreska przebiega przez Orvieto, Montepulciano, Perugię, Asyż, Sienę, Pizę... Później Via Aurelia do Rzymu.
Zu mapę podeptała, obejrzała i kwiknęła na znak, że ona też wkrótce tamtędy wyruszy.
A skoro ona to i my :-) Za 4 lata! :-)
Dwa tygodnie pracy za mną. Wyniki Zu bez zarzutu - na szczęście już za nami szpital, przed tylko basen i pełna beztroska. Tak to widzę :-)
A. jest znakomitą opiekunką dla małej. Moje serce matki już spokojniej bije... :-)
Drugie A. nadal totalnie nieobecne. Chyba to etap "niedotyku". Długi coś...?

Fotki z robienia ciach. Nagle w nieuwadze Zu dopadła michę z pianą. Uroczo. Nie mogłam się oprzeć :-)

czwartek, 4 marca 2010

trochę o pracy, trochę o wiośnie, trochę o moim miejscu na Ziemi...

No i wróciłam do pracy. Fajnie jest. Nietypowo :-)
Pyza najszczęśliwsza pod słońcem bo z tatą. Zwiedzają świat, wyprowadzają się na spacery, a mała uczy się nowych umiejętności (m.in. zatykania nosa przy zmianie pieluchy z wiadomą zawartością ;-)

A ja? te cztery godziny płyną raz wolno, raz szybciej. Każdego dnia bliżej im do tego drugiego sformułowania.
Mamy z M. plan B, który rusza do realizacji z nadejściem wiosny. A dziś słońce niesamowite, więc i kocha mnie bardziej i wiosna bliżej, więc niedługo ;-)
Doczekać się nie mogę aż zaczniemy spacery najprawdziwsze :-)

A póki co - wczoraj miły włoski wieczór z dwoma A. Zadzwonił Marcin i o zmianach opowiedział. Było miło. Makaron wyszedł dobrze, a jakże! Lubię te włosko-spontaniczne nasiadówki przy wielkim garnku pasty.

Bo do Rzymu mi blisko... wiem, że przynudzam... Ale cóż zrobić? M. puszcza Bottiego z "Italią", a ja oczami wyobraźni znów spaceruję po Pinzio i Piazza del Poppolo. Czasem wychodzę przed stację metra Coloseo... Już niedługo, prawda? :-)