piątek, 30 lipca 2010

plażowo






Jest trochę chłodniej, ale wybrałyśmy się na plażę. Towarzyszyły nam dwie przemiłe kobietki, z którymi spacer zakończył się pyszną szarlotką.
Ok, pyszną to trochę na wyrost - w każdym razie szarlotką z Zielonej Prowansji.
Coraz trudniej utrzymać Zu przy stole, a w restauracji bogate ozdoby i mnogość ceramicznych gęsi kusi wręcz niebywale.
Więc najpierw był piach, później huśtawki a na końcu latte i kawał ciasta.






A dziś? zainspirowana umiejętnościami Zośki wyciągnęłam tacę zza drzwi pokoiku i dałam Zu wolną rękę w jedzeniu. Większość wylądowała w brzuszku!

wtorek, 27 lipca 2010

dawno, dawno temu...






ok. Przygotowuję się do nowej roli i w związku z tym odgrzebałam "stare" zdjęcia. Czy ktoś to jeszcze pamięta???

niedziela, 25 lipca 2010

Mój sportowiec! ;-)

 

Ostrożnie! Przecież jestem SKARB!

 
:-) Chyba się Zu podobało...

:-)

 

Bo tata nie ma lęku wysokości...

akukuk!

 

Pozdrawiamy!!!!!!

 
 

wiatrak

 
Ok. Tu jesteśmy cwane, bo to koło było na ziemi. Przyznaję się - wejście na pierwszy poziom to już było dla mnie wyzwanie. Zejście - nie lada wyczyn. Za to Zu i M. zdobyli poziom drugi - czego dowodem są następne fotki ;-) Niebo było sine, ale łaskawe :-)

ja też!

 


Żeby nie było, że tylko oni tam byli... ;-)

karmienie wychodzi nam najlepiej ;-)

 

dam jeść, ale się boję...

 

... tata najlepiej trzyma mnie za rękę jak się boję... mmeeee

aaaaaa kozyyyyy!!!

 

niedzielnie na skansenie

 

Wybraliśmy się rodzinnie ponownie na Skansen. Kózki podrosły, a Zu zwiedziła z tatą wiatrak. Lubię te nasze wyjścia...

niedziela, 18 lipca 2010

wracamy do domu :-)

Nie mogłam się oprzeć. Zu wraca do domu. Ulubione okulary, czepek kosmetyczny (po babci ;-), krokodyl u stóp, miś-grajek na stanowisku... Szkoda gadać... gwiazda :-)

Szczucie pomidorem ;-)

pomidor!



I ... "jak ona ma dużo zębów!" ;-) Dokładnie 12. Ale za to dużych ;-)

wreszcie trochę chłodu! uffffffff

cudnie! obudził mnie rano chłodny powiew z otwartych drzwi balkonu. Nie po polsku, ale każdy, kto przez ostatnie trzy tygodnie przebywał w Polce, rozumie mnie doskonale :-)

W nocy lało (z całego nieba, jakby napisał Cortazar), więc ukojeni spokojnym szumem za oknem przespaliśmy północ, świt ze szpakami i nawet poranną, coniedzielną awanturę i sąsiadów.

Pyza ostatni etap snu spędziła na tacie. Zawsze mnie to zastanawia czy M. czuje te jej 11 kg...? Niby się nie budzi, nie postękuje, ba! nawet nie prycha. A młoda posapuje radośnie coraz głębiej zanurzając swoje nóżki w warstwie tłuszczyku (hihihi, oberwie mi się) na tatusiowym brzuchu.
Bardzo ładny widok!

Ochłodziło się, więc wyruszymy na spacer. A wczoraj byliśmy u A. na wsi. Posiadłość przechodzi metamorfozę i choć wiele jeszcze jest sferą projektów i marzeń to i tak czas spędza się tam niezwykle miło. I pole lawendy powoli zarasta :-) Może dostanę jakieś fotki to zamieszczę później.

Póki co czas robić niedzielne śniadanie zanim rodzina (a są w tym mistrzami) pokaże, że jak Polak głodny to... ;-)

poniedziałek, 12 lipca 2010

lipec cd.

Gorąco. Bardzo. Mała moczy tyłek w baseniku, w telewizji tłumaczą się z Polańskiego a ja ...? Ja przechodzę transformację. W dodatku zgodnie z horoskopem (jak się okazało ;-)

Za nami pierwsze rozstanie na dłużej. Płakałam ja, płakała mała, ale jesteśmy znacznie mocniejsze.
A najwspanialsze było nasze spotkanie "po rozłące". Ławica ma szczęście, że jest świadkiem takich chwil ;-)

Zupa się gotuje. Miała być na zimę, ale co jeść w taki upał??? Może pizza, ale to mąż zadecyduje :-)

POST: Pasta non basta kusi Asyżem, a właściwie wystawą. Nie zgadzam się z jej opinią o mieście, ale rozejrzę się za biletami na weekend. Do 5 września! Dla M. :-*

POST POST ;-)

Małż się domaga, żebym napisała prawdę. A prawda brzmi tak - wspaniale zajął się naszym skarbem. Jak nikt inny! dopilnował jedzenia, mycia, pieluch i nawet kołysanki skutecznie śpiewał. I choć już dwa razy dostał ode mnie dwa złote medale - to publicznie piszę: Mój mąż to skarb! :-*

poniedziałek, 5 lipca 2010

lipiec, lipiec, pokaż rogi ;-)



Lato w pełni. Ja w rozterce z kalkulatorem w ręce, mała w baseniku moczy tyłek (radośnie, a jakże!). Więc trochę tej sielankowej zabawy pokażę :-) I trochę tej rozterki też... ;-)


niedziela, 4 lipca 2010

lipcowo



Eh, wszystko przez te upały! Jak nie pół roku zimna, to znów temperatura wrzenia wody w cieniu (bez palnika...).
Rodzinny piknik za nami i truskawkowe menu niemal każdego dnia. Dlatego też kompilacja jedzącej Zu. Wspaniale jest patrzeć jak wszystko smakuje :-)