środa, 10 lutego 2010

Tak, tak. Obrodziło :-)


Kolejny post. Niemal jeden po drugim - toż to przynajmniej niestosowne!
Żeby tradycji stało się zadość - najpierw będzie o Najpiękniejszej :-)
Zu. Wszystko z wczoraj.
Zrobiła show w przychodni, oziewała pana doktora, na pytanie czy jakieś ząbki urosły w międzyczasie wspaniale wyszczerzyła wszystkie sześć, na koniec ślicznie zrobiła da daaa. Słuchawka stetoskopu służy do osłychiwania tętna w stopach. Ewentualnie w łydce, ale tylko lewej.

Wieczór. Mamy swoje sposoby na wyciągnięcie golasa z wody. Z wanny raczej, bo wody być już w niej nie powinno (inaczej cały pion słyszy donośne NIEEEEEEEEEEEEEEE!!!). To już przerobione. Ale ubieranie piżamy to nadal cała ceremonia.
Wczoraj skończyło się na golasku w pięknych koralach. Zu opanowała do perfekcji strojenie się na bal.
Pielucha do anturażu nie pasuje...

No a do tego dorwała pierwszego w życiu lizaka.
Zanim zabrałam zrobiłam kilka zdjęć :-)


No bo przecież roczniak z lizakiem... słodkie! ;-)













Tyle o Zu. A u mnie?
Spędziłam wczoraj miłe kilkadziesiąt minut na korytarzu szpitala z O. i maleńką Anielką, która na koniec z własnej woli spacerowała ze mną wzdłuż kolorowych ścian.
A O. przemyśluje pomysł, który jej wczoraj podsunęłam. Na pozbycie się dylematów w stylu - dziecko czy kasa?
Oj, dzień ten był pełen poważnych rozmów, ale też nadziei, że uda się zrobić następny dobry (i wspólny) krok, choć z uszu leciał bury dym...
Było - minęło!

A teraz znów śnieżyca!
Mała ma jutro urodziny. Nie moja mała, a Mała :-) też trochę moja, choć bardziej Frytkowa. Będą życzenia i wspominki, jak dwa lata termu z tej okazji zdobyłyśmy Rzym... Ehh, brakuje mi jego powietrza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz