No i wróciłam do pracy. Fajnie jest. Nietypowo :-)
Pyza najszczęśliwsza pod słońcem bo z tatą. Zwiedzają świat, wyprowadzają się na spacery, a mała uczy się nowych umiejętności (m.in. zatykania nosa przy zmianie pieluchy z wiadomą zawartością ;-)
A ja? te cztery godziny płyną raz wolno, raz szybciej. Każdego dnia bliżej im do tego drugiego sformułowania.
Mamy z M. plan B, który rusza do realizacji z nadejściem wiosny. A dziś słońce niesamowite, więc i kocha mnie bardziej i wiosna bliżej, więc niedługo ;-)
Doczekać się nie mogę aż zaczniemy spacery najprawdziwsze :-)
A póki co - wczoraj miły włoski wieczór z dwoma A. Zadzwonił Marcin i o zmianach opowiedział. Było miło. Makaron wyszedł dobrze, a jakże! Lubię te włosko-spontaniczne nasiadówki przy wielkim garnku pasty.
Bo do Rzymu mi blisko... wiem, że przynudzam... Ale cóż zrobić? M. puszcza Bottiego z "Italią", a ja oczami wyobraźni znów spaceruję po Pinzio i Piazza del Poppolo. Czasem wychodzę przed stację metra Coloseo... Już niedługo, prawda? :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz