niedziela, 13 czerwca 2010

Warszawskie dzieci... ;-)






To już chyba choroba...
Wróciliśmy z podróży po Waszafce. Cel wyprawy osiągnięty, zastosowane środki nie zawiodły także (hihi), jednym słowem - pierwsza część szkolenia za nami!
Kilka miłych zaskoczeń:
1. Bilet Rodzinny! W życiu o takim nie słyszałam, a obniżył nam koszt komfortowej (sic!) podróży pociągiem o niemal połowę.
2. Przedziały w pociągach są tylko sześcioosobowe! Wygodne fotele, zasłonki-roletki, klima, a to tylko 2-ga klasa TLK!
3. W toaletach (tak, zasłużyły na nazwę lepszą niż pociągowy kibel) porządek, papier i woda z gustownego guziczka. I nie widać już gruntu i torów przez wiecznie odchyloną klapką w sedesie ;-)
4. Niesamowita otwartość i sympatyczność Warszawiaków. I to najczęściej rdzennych. Gdzie to zadzieranie nosa???
5. Pyszna kuchnia. Także ta chodnikowa
6. Kuuupa zieleni!
7. Lody cedrowe... pyyycha!

Z zaskoczeń poza tymi - warszawski rynek jest malutki... A Zamek Królewski piękniejszy niż myślałam.
Za to Grób Nieznanego Żołnierza rozczarował mnie swoimi rozmiarami. W TV wygląda okazalej. Znacznie.

I tak oto kolejna wyprawa do Stolicy przyniosła dużo nowych doświadczeń :-)

A co z Zu?
Potwierdziła, że jest znakomitym kompanem w podróży. Oczarowała sobą naszych współtowarzyszy, moje koleżanki ze szkolenia i innych mniej lub bardziej spokrewnionych ;-)
Całkiem dobrze zniosła rozłąkę (ale to dlatego, że Małż się spisał na medal podwójnie złoty!). I przyniosła mi też wiele wzruszeń...
Ze znastwem rozsiadła się we włoskiej knajpce każąc się karmić wszystkimi potrawami, które zamówiliśmy. Rośnie pasujący do rodziny talerzowy wyjadacz ;-)
No i zaczepnik mały - podskubywała wciąż młodego (i głupiutkiego, co tu dużo mówić) Odysa, przy czym histerycznym wręcz piskiem wołała "ratuuuunku!". Dogadali się ;-) Na tyle, że w drodze powrotnej rozśmieszyła cały przedział szczekając przez sen.
A jeśli już mowa o nowych umiejętnościach:
Nauka wuja nie poszła w las. Zu do kolekcji pt. "a jak robi...?" dołączyła znakomite pokazywanie jak robi kangurek (ugina przy tym swe tłuściutkie kolanka opadając w stosownym rytmie kuperkiem w dół, w górę, w dół) oraz struś (mig, mig!). I pięknie mówi: Hałabała :-)

Fajnie było... za miesiąc powtórka!

2 komentarze:

  1. a zdjęcia będą? Lody cedrowe brzmią cudownie! Talent podróżniczy Zu to oczywistość oczywistości ;-)
    Aaa no i jak Trinny i Susannah?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodnie z życzeniem - kilka fot. Widać jak mężczyźni zajęli się księżniczką :-)

    OdpowiedzUsuń