piątek, 30 lipca 2010

plażowo






Jest trochę chłodniej, ale wybrałyśmy się na plażę. Towarzyszyły nam dwie przemiłe kobietki, z którymi spacer zakończył się pyszną szarlotką.
Ok, pyszną to trochę na wyrost - w każdym razie szarlotką z Zielonej Prowansji.
Coraz trudniej utrzymać Zu przy stole, a w restauracji bogate ozdoby i mnogość ceramicznych gęsi kusi wręcz niebywale.
Więc najpierw był piach, później huśtawki a na końcu latte i kawał ciasta.






A dziś? zainspirowana umiejętnościami Zośki wyciągnęłam tacę zza drzwi pokoiku i dałam Zu wolną rękę w jedzeniu. Większość wylądowała w brzuszku!

2 komentarze:

  1. Kapelusik pierwsza klasa! :-) mmm zjadłabym sobie "naszą" szarlotkę, tutaj tylko takie marketowe z pudełka... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. a w sierpniu leniuchuję :-) Właśnie dowiedziałam się, że niespodziewanie "porzuciłam stanowisko pracy" bez uprzedzenia (?!) no i tyle z tą moją porywającą i ciekawą dalszą pracą. Gdyby nie złość na przekręcanie wcześniej danego słowa to cieszyłabym się tą zmianą...:-) Hm a jaką masz robotę?? Czyżby wspomniane wcześniej ptaszorki? :-)

    OdpowiedzUsuń