Środa wieczór. Małżon na męskim spotkaniu, Pyza śpi po kombinacjach norweskich, a ja zajadam zielono-czarne oliwki z papryką w oliwie z tych pierwszych oddychając powietrzem pełnym pomidorów od teścia. Tak! Teść raz po raz podrzuca nam torby z pysznościami z działeczki i tym razem były to znakomite, dojrzałe w wrześniowym słońcu pomidory. A za chwilę będzie z nich pyszny przecier z czosnkiem, papryką i gałązką rozmarynu. Kolejny etap "wekowego" szaleństwa.
Byłyśmy dziś z A. po jarzębinę. Jutro stanie się konfiturą do zimowego mięsiwa. Jeszcze tylko żółte śliweczki... i grzyby! ale te dopiero jak zaczną się pojawiać. Póki co w lasach wrzośce. Piękne.
A skoro o jarzębinie to i o jeziorze i łabędziach należałoby wspomnieć. Wspaniale urosły szaraki. I choć wielkością już bardzo dorosłe, to nadal wydają z siebie "dziecięce" dźwięki. Piękny ten wrzesień.
W parku sypią się kasztany :-) Kupa wrażeń jak na jeden spacer.
W poczcie zaproszenie do Gostynia na festiwal. Kuszące.
Sama i w spokoju, więc za chwilkę zacznę segregować zdjęcia z Sowich.
Ciągle jestem na tarasie...
środa, 16 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz