W piątek Anielka skończyła roczek. A jeszcze tak niedawno spacerowałyśmy z Olką po Rzymie a ona towarzyszyła nam w wędrówkach jako drobinka pod sercem...
I niestety nie mogłyśmy towarzyszyć jej tym razem. Choroba zmogła naszą trójkę. M. "coś mnie bierze", Zu "wygląda niewyraźnie" a ja kicham, smarkam, płonę w gardle i nic mi się nie chce. Na pomoc przychodzi niezastąpiona echinacea i maść majerankowa. M. ma Teraflu...
Dobrze nam razem. Duże łoże rozłożone na pół pokoju, toniemy w poduchach, a radość miedzy nami tak wielka, ze nawet Mini chciała wczoraj towarzyszyć nam do oporu. Fantastyczna scena - już po 23 a mała dalej siedzi dzielnie i walczy z łańcuszkiem od smoka. Nagle zapadła cisza - ni z tego ni z owego Zu padła. Smoczek przytulony. A ta rozkoszna minka... wcześniej broiła ile wlezie. Ma charakter :-)
Uwielbiam to nasze wspólne spanie. Rybka się przytula raz po raz bezbłędnie nawigując w celu szybkiego tanku, później radośnie wypina tyłek w moją stronę i wędruje do taty. Tata śpi. Szczyt łaski naszego Mini Mini kończy się najczęściej o 8 kiedy to zaczyna tatę głaskać po głowie - czas na zabawę :-)
Dobrze ma. Ja najczęściej dostaję z plaskacza...
Więc siedzimy dziś nudząc się potwornie w domu. Pogoda skutecznie zniechęciła nas do spaceru (po tym jak wczorajszy półgodzinny tak odbił się na Zu), a Anielka po zebraniu całej kasy ze stołu i zdmuchnięciu pierwszej świeczki rządzi z przyjaciółmi.
Spotkamy się z nimi w przyszłym tygodniu :-) Mam nadzieję :-)
niedziela, 18 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz