wtorek, 27 października 2009

wtorek (a myślałam, że poniedziałek)

Pada z całego nieba.
Lipa za oknem smętnie obwiesiła brązowe liście (jak szmatki), mała śpi (razem spałyśmy, ale teraz kawa), wróciłyśmy od lekarza. Czeka nas nocne polowanie na sikanie i kłucie w paluszek. I znów serce matki będzie krwawić (taki frazes, a jaki trafiony;-) "Zu ma refleksyjny stosunek do życia" co usprawiedliwia generalne lenistwo ruchowe. Czyli nasze marzenie o raczkowaniu może, ale raczej nie musi się spełnić. Ehhhh, a tak bym chciała (Kobieto! nie wiesz jakie masz szczęście!;-)

Nic jej nie jest poza tym, że ma swoje upodobania. Taka diagnoza. No i 10 kg 50 g wagi. Mój mały klopsik :-)

Dni się pomyliły! Byłyśmy w niedzielę na "babskiej niedzieli", która przedłużyła się do poniedziałku. I dobrze! Zu uczyła się przyjmować czułości od Anie., przez co od wczoraj cudownie tuli się do mnie. Dziewczyny bawiły się znakomicie, a my, mamy, wreszcie pogadałyśmy. I to tak po domowemu - w kuchni :-) Wróciłyśmy w nastrojach "na więcej". Marzy mi się taki wyjazd na kilka dni tylko w tym składzie. Zobaczymy :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz