
Nie mogłam się oprzeć... Źródło: kwestiasmaku.com Po kliknięciu w obrazek otwiera się raj... albo piekło, jeśli jest się w pracy ;-)
Błogo mi. Tym razem bez zdjęć i bardziej o mnie :-)
Siedzę z naszym czerwonym nowym współmieszkańcem na kolanach. Jakaż to przyjemność! Jakież ułatwienie ;-) a tak serio... Zu śpi (co jest teraz osobliwością grożącą doznaniem małego szoku), wróciłam z pracy, po drodze zakupy (tak! wreszcie będą szparagi, choć nie pasują za bardzo do reszty), krótka wymiana zdań i przyjęcie informacji co się przez te cztery godziny działo i raj!
Mini śpi ;-) Wiem, że się powtarzam :-)
Więc najpierw papryka czerwona i żółta, później pieprzowe i cienkie białe, cukinia w eleganckie, nieco zbyt grube plastry, cebulka, drobne pomidorki i na końcu całą ceremonia nakłuwania.
(tu lekki paraliż! blog przestał sprawdzać pisownię i pewnie nie raz czeka mnie kompromitacja ortograficzna!)
I ziemniaczki. Na ćwiartki i mniej. Czosnek, rozmaryn z okna i wio wszystko do pieca!
Będzie pyszny obiad!
Zaczyna się dłuuugi weekend. Dla mnie (z wyboru i chęci) przerwany pół dniowym pobytem w pracy w piątek. Pewnie będę się nudzić, a może tylko przynudzać ;-)
U brata rewolucja. Kto wie na ile trwała? W każdym razie rozumiem obie strony i po raz kolejny przekonałam się, że serce ważna rzecz.
I, że trzaskanie piekarnikiem grozi utratą raju... :-)